Bartosz Ślusarski: - W Anglii było tak samo. Derby to najważniejszy mecz sezonu
8 kwietnia 2008 roku na stadionie Bramall Lane napastnik Cracovii, grający wówczas w Sheffield Wednesday, zagrał w derbach przeciwko United zakończonych remisem 2:2. Mecz obejrzało 31 760 widzów.
- Pamięta Pan to spotkanie?
- Gdy przychodziłem do Wednesday, od dawna trąbiono o derbach miasta. Tak jak w Krakowie kibice obu klubów nie darzą się sympatią. To ładne miasto, mniejsze od Krakowa, ale fani są tak samo podzieleni jak pod Wawelem. Graliśmy na wyjeździe. Gdy przyjechaliśmy na stadion, już było nieprzyjemnie. Walczyliśmy o utrzymanie, a gospodarze o nic. Od początku śpiewali nam, że spadniemy.
- Zaczął Pan na ławce rezerwowych.
- Po wejściu na boisko miałem wyśmienitą sytuację bramkową. Nie wiem, jakim cudem mój strzał obronił bramkarz gospodarzy, a tak bardzo zależało mi na trafieniu. Tym bardziej że przyjechało kilku moich kolegów z Polski.
- Kości bardziej trzeszczały niż w trakcie innych spotkań Championship?
- Wszyscy sprężyli się na to spotkanie. Jeśli dobrze pamiętam, to sędzia pokazał czerwone kartki. Już od samego rana sporo działo się na mieście, ale wolałbym o tym nie wspominać. Stadion wypełniony po brzegi, przeszło 30 tys. kibiców. Niesamowite wrażenie, nikogo nie trzeba było motywować.
- Atmosfera w szatni przed derbami Krakowa jest podobna do tej w Sheffield?
- Napięcie przedmeczowe było bardzo porównywalne. Stawka niedzielnego meczu Wisły z Cracovią jest bardzo podobna do tamtej sytuacji. W tabeli Wednesday nie wyglądało najlepiej. Tak samo jest teraz z Cracovią. Derby były bardzo ważne, rozmawialiśmy między sobą, trener też mocno tym żył.
- Czegoś brakuje derbom w Krakowie?
- Nasza piłka jest ciekawa. Wyjeżdżaliśmy na spotkanie Pucharu Polski do Warszawy i trener Artur Płatek powtarzał nam, że teraz liczy się tylko Polonia. Ale wszędzie wisiały reklamy niedzielnego meczu derbowego. Słyszeliśmy o tym w radiu w autokarze, o gazetach i internecie nie mówię, bo to oczywiste. W Anglii było tak samo. To był najważniejszy mecz sezonu. Nie jesteśmy z tyłu. Derby w Sheffield są jednymi z najstarszych w Anglii [Wednesday założono w 1867 roku, United w 1889 roku - przyp. red.], a Krakowa w Polsce.
- Pewien Anglik opowiedział, że w derbach Liverpoolu nie ma segregacji kibiców.
- Nie wiem, ile w tym jest prawdy. W Londynie z pewnością kibice siedzą oddzielnie. Widziałem fanów Wednesday przed naszymi meczami wyjazdowymi. Stali pod stadionem rywali w szalikach, wymieszani z gospodarzami. Była ochrona i policja, kibice rozmawiali ze sobą, przekrzykiwali się nawzajem, ale do żadnych bójek nie dochodziło. Widziałem zamieszki na mieście po kolejnych derbach Sheffield, gdy wróciłem już do West Bromwich Albion. Jechałem do moich kolegów w Leeds przez Sheffield w niedzielę i było nerwowo na ulicach. Nigdy na stadionie, bo restrykcje są duże, żaden kibic nie zacznie awantury.
- Nie ma żadnych barierek i płotów?
- Nie ma nic takiego, cała jedna trybuna na United była dla gości, ze 4 tys. ludzi. W zasadzie każdy kibic United mógł przejść do tego sektora, było tam zaledwie kilku ochroniarzy w jaskrawych kamizelkach. O bijatykach nikt nawet nie śmiał pomyśleć, a jak wejdziesz na płytę boiska, to już nigdy nie dostaniesz się na mecz piłkarski.
Cały wywiad: "Bartosz Ślusarski o derbach Sheffield: Nie jesteśmy z tyłu" w Gazecie Wyborczej
Rozmawiał: Waldemar Kordyl - Gazeta Wyborcza
Fot. Crac
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.