Stefan Majewski: - Kadra przejada kasę
- Samo gadanie nie wystarczy. Najpierw trzeba postawić pytanie: ile PZPN wydaje na młodzież? - mówi trener Stefan Majewski w rozmowie z red. Przemysławem Franczakiem z POLSKA Gazeta Krakowska.
- Po nieudanych dla nas mistrzostwach Europy fachowcy podzielili się. Jedni chcą głowy Beenhakkera, drudzy szukają kompromisowych rozwiązań, jeszcze inni trzymają jego stronę. Pan, szef Rady Trenerów PZPN, nie śpiewa w żadnym chórze. Dlaczego?
- Bo nie jestem w gorącej wodzie kąpany. A poza tym od oceny pracy selekcjonera są odpowiednie władze. Ktoś go przecież wybrał. Ja będę mógł zająć stanowisko dopiero w chwili, gdy zobaczę najważniejszą rzecz: raport trenera kadry, w którym Holender przedstawi swoją analizę i wnioski.
- A dziś bliżej Panu do radykalnych tez Jana Tomaszewskiego czy pojednawczych słów Michała Listkiewicza?
- Nigdzie mi nie jest bliżej. Mnie w Austrii nie było. Nie wiem, jakie założenia mieli zawodnicy, jak wyglądały przygotowania. Jak można ferować wyroki, jeśli się nie wie takich rzeczy?
- Pańscy koledzy popełnili błąd, że od razu zaczęli krytykować Beenhakkera?
- Może oni tam byli i widzieli więcej.
- Tomaszewski siedział w telewizyjnym studio, a krzyczy najgłośniej.
- Jego prawo. Ja działam inaczej.
- Przed Euro uległ Pan powszechnemu entuzjazmowi?
- Nie uległem i... I koniec.
- Spodziewał się Pan klęski?
- Tego nie powiedziałem. Pytacie, jak uzdrowić polski futbol. Wałkujemy ten sam temat od sześciu lat. W tym czasie dwukrotnie byliśmy na mundialu, raz na Euro. Był Engel, był Janas, tylko pytanie cały czas jest to samo. Dużo się o tym mówi, a efektów nie ma żadnych.
- Podoba się Panu pomysł Piechniczka, by Beenhakker wybrał polskiego asystenta i wychował go na swojego następcę?
- Podoba, nie podoba, a co to ma za znaczenie? Ważniejsze jest to, że o wiele za późno zaczynamy o tym mówić. Przecież taki projekt był już wcześniej rozważany, ale wtedy podjęto inne decyzje. A jeśli za tak duże pieniądze angażuje się zagranicznego fachowca, to po jego pracy niech zostanie jakiś ślad. Ktoś młodszy powinien się od niego czegoś nauczyć. Przykład płynie z Turcji. Kiedyś zatrudniali tam niemieckich trenerów pod warunkiem, że ci będą otaczać się tureckimi współpracownikami. Efekty widać gołym okiem.
- Gdyby Beenhakker złożył Panu ofertę współpracy, to rozważyłby ją Pan?
- Pracuję w Cracovii i na razie nic nie będę rozważał.
- A może uznałby Pan taką propozycję za nietakt, że ze swoim doświadczeniem ma Pan być czyimś asystentem?
- Nie. Zapytałbym za to, dlaczego nie zrobiliśmy tego od razu. Bo była taka sugestia. Jednak nie chcę tego komentować.
- Uzdrawianie polskiej piłki będzie długim procesem. Od czego zacząć?
- Od tego, że za chwilę startuje nowy sezon, a nawet nie wiemy, kto zagra w lidze. To absurd.
- A system szkolenia?
- O reformie mówi się od dawna. No, ale ile można powtarzać, że jak nie będzie systemu szkolenia dzieci i młodzieży, to nie będzie polskiej piłki? Samo gadanie nie wystarczy. Najpierw trzeba postawić pytanie: ile PZPN wydaje na młodzież? Nie może być tak, że zdecydowaną większość, bo chyba ponad 90 proc. pieniędzy przejada pierwsza reprezentacja.
- Większe pieniądze na młodzież załatwią sprawę?
- W znacznej mierze.
- Pojawiają się opinie, że brak dobrych piłkarzy wynika też z braku dobrych trenerów.
- Nie zgadzam się. Naprawdę, nasi trenerzy nie odstają od innych.
Więcej w POLSKA Gazeta Krakowska
Rozmawiał: Przemysław Franczak - POLSKA Gazeta Krakowska
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.