Tomasz Rząsa: - Ściągnę Jurka Dudka
- Rolą dyrektora sportowego nie są wyłącznie transfery, lecz przede wszystkim stworzenie takiej struktury sportowej, by praca z młodzieżą dawała efekty - mówi Tomasz Rząsa , który wkrótce ma zostać dyrektorem sportowym Cracovii.
- Można już zwracać się do Pana per ?dyrektorze"?
- (śmiech) Nie, jeszcze nic nie jest ustalone.
- Z wypowiedzi prezesa Janusza Filipiaka można wyciągnąć inny wniosek.
- Spotkaliśmy się z prezesem w piątek i z obu stron jest wola współpracy. Rozmawiałem też z trenerem Płatkiem na temat przyszłości i perspektyw zespołu. Mogę więc powiedzieć tyle, że wszystko jest na dobrej drodze, aby ten układ wypalił.
.
.
- Wizja pracy w Cracovii, czyli klubie, w którym zaczynał Pan grać w piłkę, jest bardzo kusząca?
- To na pewno duże wyzwanie. Dyrektor sportowy to bardzo odpowiedzialna funkcja.
- Referencje Pan ma: doświadczenie - olbrzymie, znajomości - pozazdrościć.
- Na pewno tak, ale niczego nie przesądzajmy. Jeszcze nie jestem związany z klubem, więc ciężko mi jest cokolwiek powiedzieć. O szczegółach będę mówił, gdy dopniemy wszystko na ostatni guzik.
- Przed rokiem prowadził Pan podobne rozmowy z prezesem Filipiakiem, ale nie doszliście do porozumienia. Co się zmieniło?
- Wtedy nie było takiej oferty ze strony klubu. Były jedynie ogólne rozmowy na temat klubu i pytania, czy chciałbym jakoś pomóc. Ja jednak wróciłem wówczas do Krakowa po czternastu latach gry za granicą i to nie był dla mnie odpowiedni moment na podejmowanie nowych zobowiązań.
- Już rozmyśla Pan jak zreformować Cracovię?
- Jeszcze nie, choć wiem, że czas będzie naglił. Na razie jednak, przez zamieszanie w polskim futbolu, zespół nawet nie wie, na czym stoi.
- Decyzję o podjęciu pracy uzależnia Pan od tego, czy Cracovia zagra w ekstraklasie?
- Nie, to nie ma znaczenia.
- Nie będzie Pan dziwnie się czuł siedząc za biurkiem, zważywszy, że nadal mógłby Pan być gwiazdą ekstraklasy?
- Mój czas już minął. Rok temu podjąłem przemyślaną i dojrzałą decyzję, że kończę karierę. Tego dreszczyku emocji, gdy wychodzi się na boisko, zupełnie mi nie brakuje.
- Wiosną komentował Pan mecze ekstraklasy dla Orange Sport. To bodaj jedyny taki przypadek, że gdyby telewizyjny ekspert wyszedł na boisko, to byłby lepszy od ocenianych przez siebie piłkarzy.
- (śmiech) Dziękuję za taką opinię. U piłkarza wszystko jednak odbywa się w głowie. Gdybym miał potrzebę i chęci, żeby coś innym, a przede wszystkim sobie udowodnić, to bym grał w lidze. Teraz mi jednak w zupełności wystarcza, gdy dwa-trzy razy w tygodniu zagram gdzieś wieczorem z kolegami dla przyjemności.
- Skończył Pan karierę w wieku 35 lat. Wiele osób uważa, że za wcześnie.
- Czułem się już piłkarsko spełniony. Uważałem, że sportowo osiągnąłem sporo i więcej już pewnie nie osiągnę, więc to jest dobry czas, żeby powiedzieć sobie ?dość". A poza wszystkim czternaście lat spędzonych poza granicami kraju wystarczyło, by zapewnić byt rodzinie.
- Większość piłkarzy postępuje odwrotnie. Wracają do polskiej ligi i odcinają kupony od dawnej sławy.
- Ja nie czułem takiej potrzeby, żeby grać w kraju. Być może byłoby miło się przypomnieć i skończyć karierę w Cracovii, w której stawiałem pierwsze piłkarskie kroki, ale takiej propozycji nie było.
- Gdyby się wtedy pojawiła, to przyjąłby ją Pan?
- Ciężko gdybać. Chciałem już przestać grać w piłkę - i tak płynnie i naturalnie się ta moja kariera skończyła.
- Przynajmniej nikt nie zarzuci Panu, że rozmienił się na drobne i nie wiedział, kiedy zejść ze sceny.
- Coś w tym jest. Nie bałem się jednak krytycznych ocen, wytykania błędów. Nie chciałem po prostu szukać na siłę motywacji, nie czułem potrzeby udowadniania, że jestem przydatny, zdrowy, lepszy od innych. A jeśli nie ma motywacji, to lepiej dać sobie spokój.
- Jest Pan spełniony, zamożny, a mimo to rozgląda się za pracą. Z nudów?
- Na pewno nie z nudów. Zawód piłkarza jest bardzo specyficzny. Mam 36 lat, niedawno skończyłem pewien etap w życiu, ale dalej chcę się rozwijać. Czuję, że nie wolno mi stanąć w miejscu, bo nadal jestem młodym człowiekiem. A dla piłkarza szukanie zajęcia w futbolu jest czymś naturalnym. Znają cię w tym środowisku, masz kontakty, doświadczenie. Dlatego tak wielu zawodników próbuje po karierze swoich sił na futbolowych frontach.
- Piłkarze wybierają z reguły cztery drogi: trener, menedżer, komentator telewizyjny, dyrektor sportowy. Rozumiem, że dla Pana ta ostatnia koszula jest najbliższa ciału.
- Myślę, że najprostsza i najwłaściwsza dla mnie byłaby jednak menedżerka. Bywałem w wielu krajach, poznałem wielu ludzi, mam szerokie kontakty w całej Europie. Podejrzewam, że moje działanie na polskim rynku mogłaby zaowocować jakimiś fajnymi zagranicznymi transferami. Takie zajęcie na pewno byłoby w mojej sytuacji najłatwiejsze i najbardziej intratne finansowo. Człowiek jednak przez tyle lat był obieżyświatem i wiódł cygańskie życie, przenosząc się z miejsca na miejsce, że teraz potrzebuje stabilizacji. Perspektywa pracy na miejscu, choćby w Krakowie, jest dla mnie dużo ciekawsza.
- To, co Pan powiedział o znajomościach, zabrzmiało jak obietnica spektakularnych transferów do Cracovii.
- Co mam panu odpowiedzieć? Trudno mi dziś cokolwiek na ten temat mówić.
- Ale kibic od razu sobie pomyśli: ?O, jak ten Rząsa do nas przyjdzie, to od razu ściągnie Michała Żewłakowa, bo razem W kadrze grali".
- Co tam Michała, Jurka Dudka przede wszystkim. Może z Realem nie podpisze kontraktu i przyjdzie do Cracovii (śmiech). A mówiąc serio, to w kwestii transferów wszystko jest uzależnione od polityki i możliwości klubu. Naprawdę jednak nie chciałbym akurat teraz wdawać się w szczegóły.
- Jest Pan wychowankiem Cracovii. To w jakimś stopniu będzie determinować charakter Pańskich działań? "Pasy" staną się przyjazne dla młodzieży i będą przystanią dla uzdolnionych piłkarzy z regionu?
- Chciałbym. Rolą dyrektora sportowego nie są bowiem wyłącznie transfery, lecz przede wszystkim stworzenie takiej struktury sportowej, by praca z młodzieżą dawała efekty.
- Cracovia stanie się polskim... tu proszę wstawić nazwę zachodniego klubu.
- Z Zachodu można czerpać wiele wzorców, ale i tak wszystko rozbija się o naszą polską rzeczywistość. Dlatego na pewno trzeba będzie znaleźć złoty środek, który zafunkcjonuje w naszych realiach. Chciałbym, żeby praca z młodzieżą dawała wymierne efekty. Teraz widzę, że drużyna Cracovii zajęła w Młodej Ekstraklasie ostatnie miejsce. To nie wróży dobrze na przyszłość. A ja jestem krakusem i wiem, że w naszym regionie potencjał jest olbrzymi. Szukanie i szlifowanie talentów nie jest jednak zajęciem na tydzień, miesiąc czy rok. To praca długofalowa.
- Otóż to. Podziela Pan pogląd, że właścicieli klubów najtrudniej jest przekonać do inwestowania w młodzież? Często słyszymy od nich: ?Zrobimy tutaj drugi Ajax Amsterdam", ale za deklaracjami nie idą konkrety: dobra baza, profesjonalne sztaby trenerskie, opieka. Bo to kosztuje ciężkie miliony.
- Zgadza się. Każdy właściciel, który wydaje pieniądze - nie tylko w sporcie, ale w każdej innej dziedzinie - chciałby mieć szybkie i dobre efekty. Tymczasem inwestując w młodzież długo czeka się na owoce. Sprawa nie jest więc prosta, czasem ciężko to pogodzić.
- W Cracovii spróbuje Pan to zrobić?
- (śmiech) Hm, nie jestem jeszcze dyrektorem, ale jeśli miałbym gdzieś pracować, to chciałbym, żeby praca z młodzieżą wyglądała jak najlepiej. I nie chodzi mi tylko o dobro klubu, ale polskiej piłki w ogóle. Organizujemy EURO 2012, więc nie można przegapić takiej szansy. Być może mistrzostwa zmotywują i zachęcą do futbolu wielką liczbę młodych ludzi. Dajmy im szansę i stwórzmy im optymalne warunki.
- Uda się do tego przekonać prezesa Filipiaka? Dotychczas głównym problemem Cracovii było jedynowładztwo. Dyrektorów sportowych było kilku, ale realizowali oni wizje prezesa, a nie własne. Pan negocjuje dla siebie mocniejszą pozycję i większe przywileje?
- Na razie trudno mówić o negocjacjach. Z prezesem Filipiakiem rozmawialiśmy przez kwadrans. O szczegółach zdążymy jeszcze pogadać. Na razie, podkreślę to po raz kolejny, do podpisania umowy jest jeszcze kawałek drogi. Choć ja chętnie podjąłbym się tego zadania, a i u prezesa widzę dużą chęć współpracy.
- No to kiedy będzie pierwsza konferencja prasowa na Cracovii z Pańskim udziałem?
- (śmiech) Nie wiem, nie wiem. Na razie jadę pograć sobie w piłkę. Radek Gilewicz kończy karierę i organizuje pożegnalny mecz.
- Pan oficjalnego pożegnania chyba nie miał?
- Nie miałem i raczej nie będę robił. Kto wie, może jeszcze wrócę do gry? (śmiech)
- Mógłby być Pan pierwszym i jedynym w ekstraklasie grającym dyrektorem sportowym.
- O, dobry pomysł. Nie, nie, żartuję. Kariera piłkarska jest już zamknięta. Czas na nowe wyzwania.
Rozmawiał: Przemysław Franczak - POLSKA Gazeta Krakowska
Fot. Uluśka
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
hej lio
misza
16:03 / 24.06.09
Zaloguj aby komentować