Jurij Szatałow: - Trenerzy przestrzegali mnie, że w Cracovii ciężko się pracuje
- Trzeba było "przewietrzyć szatnię", aby gruntownie zmienić atmosferę w zespole, aby piłkarze nie czuli na sobie tych wszystkich porażek z rundy jesiennej i poprzednich sezonów - mówi w obszernym, ekskluzywnym wywiadzie dla Terazpasy.pl trener Cracovii Jurij Szatałow .
- Cracovia jest trzecim - po Jagiellonii Białystok i Polonii Bytom - klubem który Pan prowadzi w Ekstraklasie. Jakie są zasadnicze różnice w pracy w Cracovii w porównaniu z poprzednimi klubami?
- O tym jak się w klubie pracuje decydują głównie ludzie. W Jagiellonii pracowałem tylko parę miesięcy. Dłużej pracowałem w Bytomiu i tam relacje z kierownictwem klubu były bardzo dobre, rozumieliśmy się w pół słowa. Jeśli chodzi o pracę w Cracovii to jeszcze jest za wcześnie na oceny. Przed przyjściem tutaj przestrzegano mnie, że w Cracovii ciężko się pracuje. Nie ukrywam, że był taki sygnał, ale na dzień dzisiejszy sprawdziło się to może w dziesięciu procentach. Początek był na pewno bardzo trudny, były wzajemne komplikacje, ale z biegiem czasu wszystko się unormowało i na dzień dzisiejszy - nie wiem jak będzie dalej - współpraca jest dobra.
- Panuje w środowisku opinia, że w Cracovii trenerom ciężko się pracuje?
- Tak. To jest opinia samych trenerów.
- Na co trenerzy zwracali Panu uwagę?
- Ja na dzień dzisiejszy nie mogę tego potwierdzić, ale zwracano mi uwagę na wiele elementów. Na przykład na współpracę z dziennikarzami, z moim przełożonym i tak dalej, i tak dalej... Mówili, że tutaj szatnia była "ciężka", że z każdej strony można spodziewać się problemów.
- Pana koledzy po fachu przestrzegali Pana przed pracą w Cracovii. Mimo to zdecydował się Pan na objęcie zespołu, który był w dramatycznej sytuacji. Może paradoksalnie ta - jak się wydawało - beznadziejna sytuacja w jakiej znalazł się zespół powodowała, że nie miał Pan nic do stracenia...
- Podpisując kontrakt na dwa lata na pewno podjąłem ryzyko, że w przypadku spadku Cracovii będę pracował w pierwszej lidze. Żaden trener, który pracuje w Ekstraklasie nie jest zainteresowany pracą w pierwszej lidze. Podjąłem to ryzyko, bo chciałem udowodnić sobie, że potrafię pracować w trudnych warunkach. Raz żyjemy i mógłbym nigdy w życiu nie dostać zespołu który by po dziesięciu kolejkach miał tylko cztery punkty. To była katastrofalna sytuacja i jeśli mi się uda uratować zespół przed spadkiem to uznam to za duży plus w mojej pracy trenerskiej.
.
- Panie trenerze, tuż po przyjściu do Cracovii powiedział Pan zdanie: "Jeśli Profesor Filipiak chce, abym uratował Cracovię przed spadkiem to musi się ze mną zgodzić" . Udaje się Panu przekonywać Profesora, aby zaakceptował rozwiązania wynikające z trenerskiego punktu widzenia, które nie zawsze musi być zgodne z punktem widzenia właściciela wielkiej firmy?
- Gdy to mówiłem miałem na myśli to, że musimy razem z Profesorem znaleźć wspólny język. Profesor jest tak inteligentną osobą, że nie mieliśmy z tym żadnych problemów. Odbyliśmy kilka spotkań i teraz - mam nadzieję, że tak samo to odbiera Profesor - rozmawiamy na tych samych częstotliwościach. W tej chwili nasza współpraca przebiega komfortowo i w większości spraw umiemy się bardzo szybko dogadać.
- Kontakt z Prezesem Cracovii jest dość specyficzny. Profesor rzadko bywa w Klubie, ostatnio coraz częściej przebywa zagranicą. Czy jest ustalona jakaś ranga spraw w których się Panowie komunikujecie, czy jest to "gorący telefon" w każdej sprawie?
- Profesor chce być na bieżąco o wszystkim informowany, ale powiem szczerze, że ja nie lubię rozmawiać przez telefon. Wolę bezpośrednie rozmowy w cztery oczy. Dlatego jeśli tylko to jest możliwe, staram się rozwiązać problemy na miejscu, w klubie.
- Chyba nie od początku Pana współpraca z Profesorem była komfortowa. Jesienią, przed meczami z Bełchatowem i Legią (kolejka przeniesiona później na wiosnę - przyp. red.) Profesor zabrał Panu z drużyny dwóch napastników Ślusarskiego i Matusiaka. Nie odniósł Pan wtedy wrażenia, że Profesor - mówiąc językiem bokserskim - "rzucił ręcznik na ring" i poddał zespół?
- Faktycznie wtedy można było to w ten sposób odebrać. Myślę jednak, że gdyby Profesor "rzucił ręcznik", to nie zatrudniałby innego trenera tylko pozostawił trenera Marcina Sadko. To normalne, że w sytuacji, gdy zespół wygrywa jeden mecz z dziesięciu szuka się najróżniejszych przyczyn, ma się przeróżne wątpliwości. W trudnych sytuacjach każdy człowiek działa często pod wpływem emocji. Podobnie emocje mógł przeżywać Profesor Filipiak, ale na pewno nie do tego stopnia, żeby "rzucić ręcznik" i przestać walczyć o uratowanie Ekstraklasy.
- Po rundzie jesiennej podjęto w klubie zgodną decyzję, że trzeba "gruntownie przebudować zespół". Panuje opinia, że zima nie jest dobrym okresem na duże zmiany w zespole. Mniej czasu niż latem, trudne warunki do treningu, tylko jedna runda do końca sezonu. W przypadku Cracovii dochodziła jeszcze trudność w pozyskaniu piłkarzy wynikająca z katastrofalnej sytuacji w tabeli. Czy przerwa zimowa była dobrym momentem na aż tak duże zmiany?
- Były burzliwe dyskusje na ten temat. W przypadku jednego czy drugiego zawodnika nie było jednogłośnej opinii. Rozmawialiśmy i punkt po punkcie dochodziliśmy do wspólnego stanowiska. W sytuacji, gdy drużynie nie idzie od kilku lat trzeba było zrobić coś radykalnego. Trzeba było "przewietrzyć szatnię", aby gruntownie zmienić atmosferę w zespole, aby piłkarze nie czuli na sobie tych wszystkich porażek z rundy jesiennej i poprzednich sezonów.
- Najważniejszym i najtrudniejszym zadaniem w zimowym okienku transferowym było pozyskanie co najmniej jednego dobrego napastnika w miejsce Ślusarskiego i Matusiaka. Zimą sprowadzono aż 11 nowych piłkarzy, tymczasem w pierwszych czterech meczach na pozycji wysuniętego napastnika grał Bartłomiej Dudzic - nominalny skrzydłowy. Mimo tak licznych transferów nadal nie ma Pan w drużynie piłkarza, który potrafi skutecznie sfinalizować wysiłek całego zespołu strzelając bramki...
- Na pewno. Szukaliśmy i rozmawialiśmy z wieloma zawodnikami na pozycję wysuniętego napastnika, których zadaniem byłoby zdobywanie bramek. Bardzo ciężko było prowadzić rozmowy, bo każdy patrzył w tabelę i widział jak trudno będzie Cracovii utrzymać się w Ekstraklasie. Nie udało się zimą ściągnąć odpowiedniego zawodnika. Największą przeszkodą nie była bariera finansowa, ale to, że mieliśmy za mało punktów.
- Czy w przypadku chętnych do przyjścia do Cracovii testowanych zawodników zawsze decydowała Pańska opinia na temat przydatności danego zawodnika do zespołu czy też były przypadki, że chciał Pan piłkarza, ale nie trafił do Cracovii bo kluby nie doszły do porozumienia?
- Oczywiście zdarzały się takie przypadki. Ludzie, którzy oferowali nam piłkarzy wiedzieli, że jesteśmy w patowej sytuacji i proponowali takie ceny, które można nazwać złodziejstwem. Na przykład za Brazylijczyka Maicona żądano milion euro. Chcieliśmy konkretnie rozmawiać na temat pozyskania tego zawodnika, ale w mojej opinii ten zawodnik nie jest wart takich pieniędzy.
- Gdyby nie "zaporowa" cena to widziałby Pan w Cracovii miejsce dla Maicona?
- Być może, ale ten zawodnik nie przekonał mnie do końca do swoich umiejętności. Nie wiem czy 300 tys. euro za takiego zawodnika to nie byłoby za dużo.
.
- Jest taka moda - pewnie też uzasadniona finansowo - aby ściągać do polskiej Ekstraklasy piłkarzy z zagranicy. Tymczasem Pan sprowadził do Cracovii dwóch polskich piłkarzy - Kaczmarka i Nawotczyńskiego - którzy w ubiegłym roku prawie w ogóle nie grali. Obaj są w tej chwili bardzo przydatni dla drużyny. Można przypuszczać, że takich "zapomnianych" i z różnych względów niewykorzystanych piłkarzy jest w polskiej lidze znacznie więcej...
- Na pewno w naszej lidze są zawodnicy nieakceptowani przez jednego czy drugiego trenera, którzy bardzo by nam się przydali. Żeby jednak takich zawodników znaleźć należałoby dokładnie spenetrować całą ligę, a ja takich możliwości na dzień dzisiejszy nie mam.
- Największą bolączką Cracovii była w rundzie jesiennej katastrofalnie grająca obrona. W ostatnich trzech meczach Cracovia nie straciła bramki. Czy to oznacza, że z problemem "dziurawej" obrony już się Pan uporał?
- Nie. Ten wynik - trzy mecze bez straconej bramki - nie oddaje prawdziwego obrazu naszej defensywy. Mamy jeszcze zbyt wiele mankamentów w grze defensywnej - dotyczy to przede wszystkim linii obrony, ale także gry defensywnej całego zespołu. Coś na pewno zostało poprawione, ale wciąż jest wiele do zrobienia. Już kiedyś mówiłem, że naszym największym wrogiem jest czas. A gra obronna to nawyki, które trzeba wpajać kilka lat, aby zawodnik nie zastanawiał się tylko pewne rzeczy robił odruchowo. W naszej sytuacji trzeba się cieszyć, że w trzech meczach nie straciliśmy bramki. Muszę jednak przyznać, że to na pewno jest szczęśliwy dla nas zbieg okoliczności i - jak w meczu z Lechem - bardzo duże szczęście po naszej stronie. Trzeba prosić Pana Boga, aby szczęście nas nie opuszczało i było z nami jak najczęściej w tej rundzie.
- Panie trenerze w środku boiska ma Pan prawdziwą "klęskę urodzaju". Nie ma Pan bólu głowy, gdy podejmuje Pan decyzję czy ma grać Mateusz Klich czy Piotrek Giza?
- Mam! Ale bardzo się z tego cieszę, że mam na te pozycje bardzo dobrych zawodników. Dotyczy to na pewno Gizy, Klicha, Bolievića, Radomskiego, Szeligi, Bartczaka... Muszę przyznać, że to bardzo przyjemny "ból głowy". Gdy zdarzają się kartki czy kontuzje to przy takiej rywalizacji rozwiązanie znajduje się samo.
- Nie wyczuwa Pan "kwasów" w sytuacji, gdy decyduje się Pan wystawić młodego Mateusza Klicha, a na ławce siada doświadczony Piotr Giza?
- Oczywiście nigdzie, czy to w życiu czy w piłce nie ma oceny obiektywnej, jest ocena subiektywna. Ale "kwas" powstaje wtedy, gdy zawodnik czuje rażącą niesprawiedliwość. Zawodnicy widzą, że u mnie nazwisko nie odgrywa żadnej roli. Bez względu na to jak się kto nazywa, to jak zagra słabiej to usiądzie na ławce, a jak się spisuje dobrze, to będzie grał. Mateusz Klich ostatnio rozgrywa dobre zawody, i sam Piotrek Giza - zawodnik bardzo inteligentny - to pewnie wyczuwa, że musi trochę poczekać, aby znowu wskoczyć do składu.
- Alexandru Suvorov znakomicie gra w reprezentacji Mołdawii tymczasem od kiedy Pan jest w Cracovii Alex nie rozegrał ani jednego całego spotkania i tylko trzy razy wyszedł w podstawowym składzie...
- Tutaj nie ma żadnej tajemnicy. Suvorov gra słabiej od Saidiego i Visnakovsa z którymi rywalizuje na swojej pozycji. Wychodził dwa razy w podstawowym składzie (z Legią i Śląskiem - przyp. red.) i mógł zdecydowanie udowodnić swoje aspiracja do gry w pierwszej jedenastce. Na dzień dzisiejszy zarówno Saidi jak i Visnakovs pokazują, że lepiej nadają się do naszej koncepcji gry. Broń Boże nie mówię tutaj, że Suvorov jest słabym zawodnikiem. Na pewno przed nami będzie nie jeden taki mecz w którym taki zawodnik, tak prowadzący grę w linii środkowej, będzie nam bardzo potrzebny.
- Często trenerzy chcąc udowodnić, że przeprowadzili dobre transfery forują nowo pozyskanych piłkarzy i nawet w przypadku ich słabszej dyspozycji zapewniają im miejsce w składzie. Pan raczej nie ulega tej pokusie. Na przykład na bokach obrony, mimo pozyskania zawodników na te pozycje, próbuje Pan Jarabicę, który jesienią w ogóle u Pana nie grał czy mocno krytykowanego wcześniej przez Pana Suarta...
- Wydaje mi się, że dla każdego kto "siedzi w piłce" powinno być rzeczą normalną, że stawia się na piłkarzy, którzy w danym momencie są w najlepszej dyspozycji. Powinni grać ci piłkarze, którzy są najbardziej przydatni na daną chwilę. W zimie była możliwość wypożyczenia Jarabicy, ale nie wyraziliśmy na to zgody. Teraz gdy Nawotczyński złapał kontuzję, a Trivunović jeszcze nie doszedł do siebie Jarabica najprawdopodobniej wróci do składu.
- Pański poprzednik, Rafał Ulatowski, bardzo narzekał, gdy piłkarze Cracovii byli powoływani do reprezentacji. Pan nie robi z tego większego problemu...
- Nie chcę w żaden sposób odnosić się do tego co nie pasowało Rafałowi [Ulatowskiemu], bo nigdy nie oceniam innych trenerów. Natomiast jeśli chodzi o moją opinię to uważam, że powołanie do reprezentacji jest wielkim zaszczytem dla piłkarza i jego klubu. Nie możemy ani zabraniać, ani namawiać, żeby na mecz reprezentacji nie pojechał. Gra w reprezentacji powinna być celem każdego zawodnika. Oczywiście takie wyjazdy na reprezentacje utrudniają pracę trenerom klubowym, ale nie można z tego powodu marudzić i narzekać. Trzeba docierać do świadomości powoływanych zawodników, żeby odpowiednio sami podtrzymywali swoją formę, bo na zgrupowaniach bardzo różnie wyglądają treningi.
- Czy przygotowując zespół do meczu dużą wagę przywiązuje Pan do tego jak gra rywal, jakich ma piłkarzy, kto jest kontuzjowany, kto pauzuje za kartki itp.?
- Analiza gry poszczególnych zawodników i całego zespołu na pewno jest ważna, ale trzeba zachować odpowiednie proporcje. Zwracamy uwagę na przeciwnika, ale przede wszystkim zajmujemy się grą własnego zespołu. Ocena przeciwnika jest bardzo ważna. Większość piłkarzy dostaje materiał na pendrivach jak zachowują się piłkarze przeciwnika. Analizują to sami i przygotowując się do meczu zastanawiają się jakie zastosować środki, aby zneutralizować mocne strony rywala.
.
- Żaden z Pana poprzedników nie zamykał tak często treningów jak Pan. Co chce Pan ukryć przed przeciwnikiem?
- Na pewno chcemy zachować dla siebie pewne rozwiązania taktyczne czy skład wyjściowy zespołu. Gdybym dostawał przed meczem takie informacje o przeciwniku to bardzo by mi to ułatwiło pracę. Ale ja jeszcze żadnego treningu nie zamknąłem, bo można usiąść chociażby przy stoliku w restauracji na stadionie i stamtąd oglądać "zamknięty" trening.
- Cracovia bardzo dobrze rozpoczęła rundę wiosenną. Po dwóch kolejnych zwycięstwach nastąpiła dwutygodniowa przerwa. Wydaje się, że nie jest to dobre rozwiązanie dla Pana drużyny...
- Taką samą przerwę miały inne zespoły i dopiero najbliższe mecze pokażą jak to wpłynęło na dyspozycję drużyny. Tutaj nie ma co przewidywać co będzie...
- W jedynym meczu wyjazdowym w rundzie wiosennej we Wrocławiu ze Śląskiem Cracovia nie zagrała dobrego spotkania. Zespół grał bardzo asekuracyjnie, defensywnie, ale przywiózł bardzo cenny punkt. Czy to jest pomysł na grę w meczach wyjazdowych czy tak po prostu w tym meczu ułożyła się gra?
- Niektórzy mówili, że słabo zagraliśmy w tym meczu, ale trzeba na mecz popatrzeć z dwóch stron. Przeciwnik po prostu nam nie pozwolił lepiej grać. Dlatego zaraz po meczu powiedziałem, że jeszcze nie jeden zespół straci we Wrocławiu "zęby". I tak się dzieje, bo Śląsk do tej pory nie przegrał meczu. Na boisku nie zawsze wszystko zależy od nas. Razem z nami wychodzi przeciwnik, który tak samo jak my chce wygrać.
- Przed rundą wiosenną przedstawił Pan bardzo prosty "plan Szatałowa" - osiem zwycięstw i Cracovia zostaje w Ekstraklasie. Cracovia wygrała już dwa mecze i potrzebuje jeszcze sześciu. Ma na to, aż jedenaście kolejek. Patrząc na to w ten sposób utrzymanie wreszcie wydaje się możliwe, a biorąc pod uwagę ostatnie wyniki - bardzo realne...
- Ja tak daleko nie wybiegam myślą. Teraz myślimy tylko o meczu z Górnikiem w Zabrzu, aby tam odnieść kolejne zwycięstwo. Wpoiłem już moim zawodnikom zasadę, że dla nas najważniejszy jest zawsze najbliższy mecz. Jeśli nam się uda wygrać to będzie to kolejny mały kroczek na drodze do utrzymania.
Rozmawiał: Stanisław Malec
Komentarze
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Zaloguj się lub załóż nowe konto.
Jaga jest bez formy
voice02
00:17 / 03.04.11
Zaloguj aby komentować